Jako lekarz na co dzień stykam się z niepełnosprawnością, do której w pewnym sensie przywykłam, traktuję ją jak codzienność. Takie, a nie inne podejście pozwala mi zjednać sympatię małych pacjentów i zdecydowanie ułatwia współpracę oraz leczenie. Dzieci chore czy z niepełnosprawnością chcą być traktowane normalnie. Taka jest ich rzeczywistość, dla nich to tzw. normalka. Niestety często budzą „sensację” w negatywnym tego słowa znaczeniu. Dlatego zapragnęłam napisać bajkę właśnie o nich. Chciałam, aby poczuły się wyjątkowo, zobaczyły, że są WAŻNE i że piszą o nich bajki 😉
Pomysł był, była wizja. Pozostała „tylko” realizacja. Jako lekarz miałam większe doświadczenie w pisaniu artykułów medycznych, na bajkach kompletnie się nie znałam.
Długo trzymałam wszystko w ogromnej tajemnicy, w obawie przed tym, że może mi się nie udać.
Nie miałam pojęcia jak się za to zabrać, jakie są etapy tworzenia książki. Na szczęście koleżanka (Joanna) podesłała mi namiar na pewną Panią redaktor (Joannę ;)), miała zweryfikować mój pomysł. Pamiętam to jak dziś, byłam z najmłodszą córką na spacerze i czułam ogromny stres. Myślałam: spodoba jej się, nie spodoba? Nagle zadzwonił telefon, stałam wtedy w tym miejscu.
Patrząc na ten cudowny widok, usłyszałam, że pomysł jest świetny, ale ….. sporo pracy przede mną. Przede wszystkim miałam rozbudować, wzbogacić treść. Nie wiedziałam jak, więc dałam sobie czas. Nie zgadniesz, gdzie spłynęła na mnie wena twórcza? W kojcu… siedziałam z dziećmi, bawiłam się zabawkami i nagle (jak w filmie;) wyciągnęłam dyktafon i opowiedziałam córkom ulepszoną wersję. Wieczorem przepisałam moje wypociny i okazało się, że to było to!!!
Kolejnym etapem pracy było namalowanie cudownych dzieci. Zobaczcie, jak wyglądały moje szkice…
Całe szczęście trafiłam na fantastyczną graficzkę, Panią Olę. Przyznam, że nie miała ze mną lekko :). Jej zadaniem było stworzenie bajkowych postaci, z zachowaniem elementów typowych dla danej choroby/niepełnosprawności. Najwięcej trudności spotkało nas na samym początku. Nie mogłyśmy sobie poradzić z narysowaniem dziewczynki z zespołem Downa – Marcelinki. Pani Ola naszkicowała chyba z 10 wersji. Pomyślałam, że w takim tempie nigdy nie stworzymy grafik. W końcu odłożyłyśmy Marcelinkę i zajęłyśmy się kolejnymi bohaterami. Było lżej. Na każdą grafikę czekałam jak na prezent, moje dzieci również. Pani Ola rysowała tak, jakby siedziała w mojej głowie, czytała w moich myślach. Do Marcelinki wróciłyśmy na końcu. Zgadnij, którą wersję ostatecznie wybrałam? Pierwszą :).
Nie byłabym sobą, gdybym nie komplikowała sobie życia ;). Książka miała być wyjątkowa pod każdym względem. Nie chciałam „normalnych” stron, tylko otwierane. I tak powstała wizja skrzydełek – pod każdym kryje się ilustracja niespodzianka 😉
W procesie twórczym od samego początku towarzyszyły mi moje córeczki, pomogły mi wymyślić nazwy dla moich bohaterów, oceniały grafiki, to najsurowsze recenzentki ;).
W moim życiu ważną rolę odgrywa sport, nauczył mnie wytrwałości. Lubię biegać, oczyszczam głowę po trudnym dniu pracy, którejś soboty podczas treningu wpadłam na pewien pomysł. Popędziłam do domu, rzuciłam się na kartkę i ołówek. W ten sposób powstała lista marzeń Wróżki Zuzi. W zasadzie to moja lista, powoduje że oczy mi się pocą, szczególnie kiedy czytam ostatni punkt 😉
Główna bohaterka moich książek, Wróżka Zuzia odczarowała moje życie, dzięki niej odnalazłam swoje zagubione, wewnętrzne dziecko, nabrałam odwagi. Każdego dnia pędzimy, nie zastanawiając się nad tym, że coś można byłoby zmienić. Ja zmieniłam, wychyliłam głowę z kołowrotka, w którym biegnę. To, co zobaczyłam, bardzo mi się spodobało. Dla mnie to coś więcej niż tylko bajka, to moja misja.
Chcesz oswajać dzieci z otaczającymi nas chorobami i niepełnosprawnościami?
Pomoże Ci w tym ”Wróżka Zuzia i cudowne dzieci”, Magdalena Kryger, książka edukacyjna.